top of page

Moja kochana i święta

 

 

Przez tydzień nie jadł chleba. Oszczędzał. Wtedy za chleb można było kupić wszystko. Na przykład maleńką srebrną łyżeczkę, z której złotnik zrobił dwie ślubne obrączki

 

 

Pierwszy raz całuje ją w świetle księżyca. Za latryną. Każdego ranka przed apelem przynosi z kuchni ciepłą wodę, w garnuszku bez ucha, żeby mogła się umyć. Czyści jej buty śliną i rękawem. Zawsze ma schowaną w kieszeni białą chustkę - bilet wstępu do kobiecego baraku. Tylko chustka odróżnia kobiety od mężczyzn. Ona, Rebeka, ma gęste warkocze i dołki w policzkach. Czasami wpina we włosy kwiat. Jest rok 1942. Obóz pracy przymusowej (a potem koncentracyjny) w Płaszowie. On ma 23 lata, nr 69084 i na imię Józef. Któregoś dnia znów przychodzi w chustce. Staje obok niej i wkładając jej na palec obrączkę, mówi:


- Oto jesteś mi przeznaczona zgodnie z prawem Mojżesza i Izraela.

Po latach napisze we wspomnieniach:

"Miłość musiała zejść do podziemia. W czasie, kiedy śmierć czai się z każdego kąta, nie ma miejsca dla uczuć. Kiedy esesman złapał parę zakochanych, gdy siedzieli objęci na pryczy albo stali przytuleni w ciemnym kącie - jedno prawo było dla nich: wspólna śmierć. Mężczyzna, który nie opuścił obozu kobiecego po zamknięciu bramy, zostawał zabity na miejscu, a nie trzeba opowiadać, jaki był los ciężarnej kobiety".

Migawkę z ich ślubu w "Liście Schindlera" pokaże Steven Spielberg. Józek depcze zawiniętą w szmatkę żarówkę. Nie ma kieliszka, który powinien rozbić z okrzykiem: "Mazel tov!" (Na szczęście!). Całuje Rebekę. Zamiast rabina błogosławi ich jego matka Cyla.

Czekając na słońce 

Tel Awiw, styczeń 2014. W niedużej pracowni Józef Bau do dziś ma swoje królestwo: rysunki, obrazy, skonstruowany przez siebie projektor filmowy, stary drewniany stół kreślarski, przy którym pracował jeszcze w Płaszowie. Ale oboje z Rebeką spoglądają już tylko ze zdjęć. Młodzi, przytuleni do siebie głowami.

- Byli przepiękną parą - opowiada ich starsza córka Hadasa. Wspólnie z młodszą Clilą będą o rodzicach mówiły "tatuś i mamusia". Jakby dzieciństwo się nie skończyło, a one nigdy nie dorosły. - Tatuś był grafikiem komendanta obozu, okrutnego Amona Götha. Umiał pisać gotykiem i to go uratowało od śmierci, Niemcy potrzebowali szyldów, wizytówek, dokumentów. Któregoś dnia Göth kazał mu zrobić kopię mapy płaszowskiego obozu. Do zrobienia kopii potrzebne było światło słoneczne. W tamtych czasach przykładało się rysunek do specjalnego światłoczułego papieru, nakładało na ramę i kierowało w stronę słońca. Tak powstawała odbitka. Słońca nie było, ale tatuś usłyszał: "Bez kopii nie wracaj". Mówił, że wtedy zaczął żegnać się z życiem.

"W tym historycznym momencie - napisał Józef Bau we wspomnieniach - wyszła z biura urzędniczka w pasiakowej sukni, zatrzymała się naprzeciw ramy wypatrującej promieni słonecznych i zapytała:

- Co pan robi?

- Proszę pani - odpowiedziałem jej - czekam na słońce, ale ono nie chce mnie widzieć. Może pani łaskawie zajmie jego miejsce?

Tak poznałem moją żonę Rebekę".

Całe życie będzie nazywał ją swoim słońcem.

Ale najpierw zauważy w kolejce po zupę. Przyniesie jej pod pasiakową czapką polne kwiaty. Będzie całował o zmroku i wspierał w dzień. Ciepłą wodę Rebeka zapamięta na lata:

- Narażał życie, żebym mogła się w ukryciu umyć. Dzięki temu nie miałam tyle wszy i czyraków, ile miały inne więźniarki.

Józef nie czeka z oświadczynami. W miejscu, gdzie Amon Göth strzela do przypadkowych więźniów z balkonu swojej willi, nie ma czasu na długie zaloty. Zaczyna oszczędzać dzienne racje chleba. Nie je przez tydzień. Wszystko można kupić za chleb. Na przykład srebrną łyżeczkę (cztery dzienne racje), żeby poprosić złotnika o dwie obrączki (kolejne cztery).

- Wieczorem obok pryczy mojej matki urządziliśmy skromny ślub. Bez rabina, bez zaproszonych gości, bez muzyki, bez majonezowej sałatki i bez reszty ślubnych zwyczajów - opowie córkom. - Mamusia pobłogosławiła nas i przybyłem ze świeżo poślubioną małżonką do jej baraku, aby święcić noc poślubną. Weszliśmy na pryczę trzeciego piętra i czekaliśmy niecierpliwie na zgaszenie świateł. Ale tej nocy strażniczka nie gasiła światła z powodu wizyty esesmanów, którzy szukali mężczyzn w kobiecych barakach. Dwie sąsiadki żony przykryły mnie różnymi szmatami, które zastępowały poduszki, i razem z żoną udawały, że śpią. Okropne krzyki dwóch chłopców zarąbanych na śmierć na ołtarzu miłości oznajmiły, że poszukiwanie zakończone.

Manikiur dla esesmana 

Niemal w tym samym momencie trąbka obwieszcza apel w męskim obozie. Nieobecność oznacza śmierć. Józek wiąże więc na głowie białą chustkę, by przejść przez bramę. Ale brama jest zamknięta. Staje naprzeciw podłączonych do prądu drutów kolczastych nieprzytomny ze strachu.

Clila Bau: - I w pewnym momencie, nie wiedzieć jak, wskoczył na ogrodzenie i po palach wysokości jednego metra pognał przed siebie. Przeszedł przez ogrodzenie, które było pod napięciem. Cudem przeżył. Do końca życia nie umiał sobie wytłumaczyć, jak mu się to udało. Mawiał: "To strach podniósł mnie do góry".

 

 

 

Ślub był wielką tajemnicą obozu. Józek dalej pracuje dla Götha jako grafik i kreślarz planów obozu. W tzw. bauleitungu - kierownictwie budowy. Mając dostęp do atramentu i papieru, podrabia dokumenty dla tych, którym udało się uciec z obozu. Dzięki temu mają szansę przeżyć wojnę.

Rebeka podobnie jak pozostałe kobiety pracuje przy budowie kolejnych baraków. Obóz stoi na dawnym cmentarzu żydowskim. Więźniowie miesiącami rozbijają nagrobki. Kamień z macew ładują do trzech wagonów kolejki. Niemcy zamiast koni zaprzęgają do nich kobiety. Za pomocą grubych lin, które wpijają się w ramiona i dłonie, zrywają odzież i skórę, kobiety ciągną wagony na miejsce, wyładowują i napełniają taczki. Raus! Raus! Bite pejczami umierają z wycieńczenia i głodu. Józek z żoną porozumiewają się, gwiżdżąc. Wtedy jedno wie, że drugie wciąż żyje. Kiedy Rebeka zaczyna kuleć, jeden z gestapowców podchodzi i wyjmuje broń.

- Nie jestem chora - mówi do niego po niemiecku. Zna dziewięć języków. Kiedy była mała, uczył ją zatrudniany prywatnie przez rodzinę mełamed (nauczyciel dzieci). - Chcesz mnie zabić dlatego, że kuleję? Daliście nam za ciasne buty. Mam odciski, wrastają mi paznokcie. Daj mi nóż. Jestem kosmetyczką, pomogę sobie.

Rebeka bardzo chciała zostać lekarzem. Jak ojciec. Urodziła się w Budyłowie koło Zbaraża, na terenie dzisiejszej Ukrainy. Gdy wybuchła wojna, ojca Rebeki zabili jego pacjenci. Ją ciotka wywiozła do Krakowa. Tam, ponieważ była Żydówką, nie mogła studiować medycyny. Ale uczyła się chemii. Sama robiła kosmetyki, które potem sprzedawała w getcie. Umiejętności kosmetyczne uratują jej życie.

Esesman schował broń. Za dwa dni przyjdzie z nożem. Rebeka sprawnie zadba o dłonie i stopy. "Zrób mi manikiur - powie esesman. - Mojej żonie i żonom innych oficerów też". Zrobiła. Wtedy woła ją do siebie komendant obozu Göth. Bardzo lubił mieć zadbane dłonie.

- Takiego pięknego mężczyzny, jakim był, w życiu nie widziałam - powie Rebeka po latach swoim córkom.

Kładł jej pod łokieć pistolet. Wreszcie po dwóch miesiącach spytała: - Dlaczego pan to robi? Ciężko mi w ten sposób pracować.

Na to Göth: - Jedna kropla krwi i nie żyjesz.

Hadasa Bau: - Pewnego dnia mama zrobiła coś, co mu się nie spodobało. Uczył swoje psy rzucać się mężczyznom do genitaliów, a kobietom do piersi. Rzuciły się na nią. "Dobre pieski, dobre pieski" - mówiła delikatnie, nie odwracając oczu. Po niemiecku. Psy ustąpiły. Nie przestała piłować paznokci Götha. Jemu też patrzyła prosto w oczy. Całe życie potem nosiła blizny.

Rebeka pisze do Józka listy: "Duszyczko moja, czy kiedyś będziemy chodzić daleko, daleko, po pachnących ścieżkach, polach i lasach?". Wszystkie zakopuje w pobliżu swojego baraku. Józek je stamtąd odbiera i przechowuje w teczce, w której robi podwójne dno. W ten sposób ocali też rodzinne zdjęcia, wiersze, plany obozu i grafiki.

Rebeka przychodzi do willi Götha późnym wieczorem, kiedy zbierają się oficerowie i codziennie planują: który barak do spalenia, a który do powieszenia. Wraca i ostrzega ludzi.

Clila Bau: - W końcu Göth się zorientował. Kazał ją rozebrać do naga. Kilku Niemców przez trzy dni, dzień i noc, biło ją pałkami na mrozie. Potem musiała stać i pod groźbą śmierci nie wolno jej było zrobić siusiu. Nie wiem, jak to przeżyła.

Pocałuj, przytul mnie jeszcze 

Jest jesień 1944 roku. Niemcy rozpoczynają likwidację Płaszowa. Zabierają Żydom wszystkie kosztowności. Bauom - ich ślubne obrączki. Józek nie może swojej zdjąć z palca. Esesman bierze do ręki sekator i obcina palec innemu więźniowi, który też mocuje się z obrączką. Obrączka ze srebrnej łyżeczki schodzi natychmiast.

Rebeka dowiaduje się, że powstaje tzw. lista Schindlera - niemiecki fabrykant umieszcza na niej ludzi, którzy dostaną u niego szansę na pracę. I na życie. Znała już sekretarza Amona Götha - Mietka Pempera, który był Żydem (i powiadomił Schindlera o planowanej zagładzie). Miał u Rebeki dług. Któregoś dnia przechodziła przez obóz stara, kulejąca kobieta. Jeden z Niemców to zauważył. Chciał zabić. Rebeka podbiegła i odezwała się hardo: - To jest matka Pempera, sekretarza komendanta Götha. Będzie na ciebie zły. Chcesz się narazić?

I esesman odpuścił.

Poszła więc do sekretarza i powiedziała: - Uratowałam twoją matkę.

- Wiem, powiedziała mi o tym - odparł Pemper.

- Teraz możesz mi się odwdzięczyć. Ja wierzę, że będę żyła, ale proszę, uratuj mojego męża.

Józek czuje, że zbliża się rozłąka. Nie wie, co będzie dalej. Czy jeszcze zobaczy Rebekę? W rozpaczy pisze dla niej wiersz zatytułowany "Pożegnanie".

 

 

"Odchodzę, chociaż tak krótko/ byliśmy razem/ oboje. Nie patrz żałośnie w moją stronę/ gdyż po mnie w darze/ niewiele zostanie - ot serce szalone poety/ kilka listów, jakieś wiersze tobie poświęcone/ zasuszona róża, - foliały razem snutych wspólnych marzeń/ i plany/ które się niestety ziścić nie mogły i nie chciały/ (czy pamiętasz jeszcze może, jak miał wyglądać nasz dom niedoczekany?)/ Pocałuj, przytul mnie jeszcze Bądź zdrowa/ moja kochana/ kochana i święta".


Pemper wpisuje na listę Józefa Baua. Wraz z 1,2 tys. więźniami Bau trafi do Brünnlitz na Morawach, a Rebeka - do Auschwitz.

Była sroga zima. Tak to zapamiętała: "Najpierw zgolono nam włosy pod pachami i w kroku, a potem oblano nas dupleksem. Kto miał szczęście, dostał jakąś odzież do ubrania. Niestety, nie znałam żadnych mężczyzn pracujących przy odzieży i nie miałam protekcji, dostałam tylko letnią sukienkę. Jedna z pań nie wzięła czapki na głowę, to ja ją zabrałam i to mi się bardzo przydało, gdyż było bardzo zimno. Niemcy pamiętali dać nam zupę w misce bez łyżek. W tej zupie było lekarstwo, by kobiety straciły period. Przez kilka tygodni pobytu to był jedyny raz, że zjadłam całą zupę. Później nigdy nie mogłam zdobyć jedzenia. Pamiętam raz dała mi jedna Polka miseczkę zupy, ale Niemka uderzyła pejczem i wybiła mi tę zupę z rąk. Dalej wolno nam było wziąć bochenek chleba, który przywiozłyśmy ze sobą. Każda z nas, która miała jakąś biżuterię i pieniądze czy zdjęcia, grzebień, pęsetkę czy nawet lusterko, starała się wcisnąć do chleba lub do pochwy".

Potem selekcje.

Rebeka Bau wspomina: "W drzwiach stali SS-mani i jeden bardzo przystojny mężczyzna - jak nam powiedziano, dr Mengele. Przeprowadzał selekcję. Stałyśmy nago w szeregu z bochenkiem lub kawałkiem chleba w ręce".

Na śmierć szli starzy, chorzy, dzieci i kobiety w ciąży. Rebeka miała bujny biust i wydatny brzuch. Mengele podejrzewał, że może być w ciąży. Uratowało ją to, że nie jadła zupy z lekarstwem i akurat wtedy miała miesiączkę.

Chyba umarłam, widzę męża 

W fabryce Schindlera w Brünnlitz nie ma już zagrożenia życia z powodu rozstrzelania. Ale szerzy się głód, a racje żywnościowe są bardzo niewielkie. Najpierw więźniowie zjadają zapas suszonych buraków dla koni. Potem konie, bo padły z głodu. Józef Bau waży 34 kg. Obóz wyzwalają Rosjanie w maju 1945 roku. Józek rusza na poszukiwanie żony.

Tymczasem Rebeka trafia do obozu w Lichtewerden (na terenie dawnej Czechosłowacji), dokąd Niemcy wycofują Żydów z Auschwitz. Armia Czerwona dociera tam 6 maja 1945 roku. Rebeka, wycieńczona i chora za zapalenie stawów, zbiera kilka kobiet i razem wsiadają na jednego konia, żeby dotrzeć do Polski. Po drodze koń się płoszy. Kobiety spadają. Są ranne. Rebeka trafia do szpitala w Morawskiej Ostrawie.

Po latach pisze: "W szpitalu opieka lekarska była bardzo dobra, ale jeść to nam oprócz chleba, postnych kartofli i kwaśnego mleka nie dawali nic. Nam się zdawało, że nam żałują, ale później dowiedziałyśmy się, że to było nasze szczęście, że nam tłuszczów nie dawali. Byłyśmy zupełnie wygłodzone, więc chcieli, by nasz organizm systematycznie się przyzwyczaił do przyjmowania coraz to nowszych witamin".

Tymczasem Józek wraca do Polski z Brünnlitz przez Ostrawę. Gdziekolwiek jest, rozpytuje o żonę. Ktoś mu mówi, że w szpitalu leży kilka więźniarek z Lichtewerden. Józek staje pod oknami szpitala i tak jak w Płaszowie gwiżdże swoją starą melodię: "Jak Bau na mandolinie grał ". Napisali ją dla niego koledzy z gimnazjum. Rebeka słyszy przez okno.

- Chyba już umarłam - mówi do koleżanki - bo słyszę mojego męża.

- Nie umarłaś, Rebeko, ktoś cię woła!

Rebeka wychodzi na korytarz i widzi małego chłopca w pasiaku.

- On się odwrócił - wspomina. - I ujrzałam kochanego Józia. Krzyknęłam: "Jóź!", i prawie zemdlona wpadłam mu w ramiona. Wszyscy płakali. Dyrektor szpitala dał Józiowi kolację i pokój z czystym łóżkiem.

Rebeka zostaje w ostrawskim szpitalu do 8 czerwca 1945 roku. Potem wracają do Krakowa.

- Wspominaliśmy z Józiem naszą podróż powrotną z Czech do Polski po wojnie - powie po latach. - Naturalnie była to podróż dla nas poślubna. Byliśmy tacy szczęśliwi w naszych skromnych ubraniach, z kawałkiem czarnego chleba w papierze.

Za dużo zjadła 

Clila Bau: - W Krakowie okazało się, że tatuś nie mógł wrócić do swojego mieszkania, bo zajął je pewien Polak, stróż. Wynajął więc mieszkanie obok, bo wciąż czekał na matkę. I chciał widzieć, jak wraca. Wypatrywał jej przez okno całymi dniami. Pisał listy, gdzie się dało: może ktoś wie, czy jego matka żyje. Ale ludzie zaczęli wracać do domów. Powiedzieli: "Za dużo zjadła. Umarła".

Cylę Bau, matkę Józefa, z Auschwitz przewieziono do Bergen-Belsen. Kiedy obóz wyzwala brytyjska dywizja pancerna, Anglicy ostrzegają więźniów, by nie jedli zbyt zachłannie. Cyla, skrajnie wygłodzona, nie panuje nad instynktem. Po wyzwoleniu oprócz niej umiera 13 tys. więźniów.

 

Jest rok 1950. Na świat przychodzi pierwsza córka Rebeki i Józefa - Hadasa. Opowiada:

- Właścicielka mieszkania zobaczyła, że mamusia jest w ciąży. Wyrzuciła ich. "Żydowskie dziecko tu się nie urodzi", powiedziała na odchodnym.

Gmina żydowska użycza im mieszkania przy Grodzkiej 59. Józek studiuje grafikę na Uniwersytecie Jagiellońskim i rysuje dla kilku pism, m.in. "Przekroju" i "Szpilek". Rebeka pracuje jako kosmetyczka. Jest bardzo popularna, ma wiele klientek, wśród nich nawet żonę prezydenta Krakowa. Postanawiają jednak wyemigrować do Izraela. Pomaga im w tym kuzyn Rebeki Lusiek Zimmer, magister prawa. Odnajduje ją po wojnie. Mieszka w Warszawie ożeniony z Polką. Jest zastępcą ministra kultury. Dzięki niemu Bauowie dostaną pozwolenie na wyjazd. Rebeka Bau odnotowała: "Zazdrościł nam bardzo, że będziemy wolnymi ludźmi. Po kilku latach przyjechał mój kuzyn Marciu Ratz i opowiedział nam, że biedny Lusiek umarł w więzieniu w 1952 roku. Ofiara czystki Stalina".

Do Izraela wolno im zabrać tylko to, co może służyć do pracy. Józek zabiera więc swoją teczkę grafika z podwójnym dnem, gdzie trzyma zdjęcia, wiersze, obozowe grafiki, listy od Rebeki, farby i pędzle. Pojedzie z nim też stary płaszowski stół, przy którym będzie pracował do końca życia. Wszystko to ocalił dla niego Oskar Schindler. A Rebeka ubiera Hadasę w swój pamiątkowy naszyjnik (zwrócony jej w Płaszowie również po interwencji Schindlera).

Kocham cię, poszłam po mleko 

Izrael wita ich śniegiem, barakami bez okien i drzwi. Brudem, krzykiem dzieci i kłótniami dorosłych. Trafiają na kemping koło portu w Tel Awiwie. Po walizkach i rzeczach chodzą wszy. Oprócz jarzyn nie ma co jeść. Rebeka nie może znieść zapachu oliwek. Jest w ciąży. Z powodu niedożywienia i wycieńczenia organizmu musi usunąć dziecko.

Hadasa Bau: - Tatuś pojechał wtedy szukać pracy w Tel Awiwie. Ponieważ był mistrzem podrabiania dokumentów, zatrudnił go Mosad. Dziś mówią, że jak na komputerze sprawdzają zrobione przez niego paszporty, to wychodzą jak prawdziwe.

Józef Bau otworzy maleńką pracownię. Będzie tam robił filmy animowane i grafiki. Na większości z nich widnieją objęci kobieta i mężczyzna. Jednocześnie całe życie przepracuje dla izraelskiego wywiadu, żeby utrzymać rodzinę. Nigdy nie wspomni córkom, że był odpowiedzialny za fałszowanie dokumentów dla słynnego agenta Mosadu Eliego Cohena. Hadasa i Clila dowiedzą się o tym dopiero w 2004 roku, dwa lata po śmierci ojca, kiedy Kneset (izraelski parlament) zorganizuje wystawę jego prac. Zjawi się na niej premier Szymon Peres i wielu dygnitarzy.

Clila: - Mówili o nim tak, jakby go dobrze znali. Byłyśmy w szoku.

Między siostrami jest osiem lat różnicy. Rebeka poroniła sześć razy. Bita przez esesmanów, głodzona przez lata właściwie nie miała szansy urodzić. Zawsze powtarzała, że to cud, iż ma dzieci.

Hadasa: - Bardzo chciałam mieć siostrę i męczyłam o to mamę, jak to smarkata. Lekarz jednak powiedział, że kolejne dziecko będzie dla niej wyrokiem śmierci. Mimo to zaszła w ciążę z Clilą. Musiała leżeć. My z tatusiem robiliśmy w domu wszystko sami. Clila ważyła 4,8 kg. Była bardzo duża.

Józef codziennie rano budzi córki do szkoły. Szykuje im sok z pomarańczy albo grejpfruta. Lubi gotować i wymyślać nowe dania. Zawsze robi zakupy. Przy najmniejszej okazji czule obejmuje i całuje żonę.

Z pamiętnika Rebeki: „W piątek wieczorem tatuś posprzątał mieszkanie, umył naczynia, spiekł miodownik, wiele uciechy z tym ciastem, ale udało się. Abele [po hebrajsku » tatuś «] zrobił nam kolację i podał - słowem kochany nasz tatuś. Nie ma dużo takich dobrych mężów i ojców jak nasz. Raniutko zrobił śniadanie, podał mi na tacce elegancko do łóżka i na dodatek całus najsmaczniejszy”.

Rebeka pracuje jako kosmetyczka i też zajmuje się domem. Ale Józek często ją wyręcza. Myje talerze i podłogi. Mawia: "Masz takie piękne dłonie. Musisz o nie dbać". I sam staje przy zlewie.

Kiedy ona wybiega z domu, pisze na karteczce:

"Do mojego najlepszego męża na świecie: kocham cię bardziej niż siebie. Poszłam po mleko".

Nie wiedziałam, że są taką potęgą 

Hadasa pójdzie w ślady ojca. Skończy School of Beautiful Arts Center w Tel Awiwie i zostanie malarką.

Clila wybierze architekturę, szczęśliwie wyjdzie za mąż, urodzi dwoje dzieci i na kilka lat wyjedzie do Kanady.

Clila: - Hadasa odwiedziła mnie w Kanadzie. Oglądałyśmy program o kobiecie, która w obronie własnej zabiła męża, bo się nad nią pastwił. W pewnym momencie Hadasa zaczęła płakać. "Tak przejęłaś się tą kobietą?" - zapytałam. "Nie - Hadasa na to. - To jestem ja". Wtedy się dowiedziałam.

 

Hadasa wyszła za mąż za niemieckiego Żyda, który nie mógł znieść, że w rodzinie Bauów jest tyle miłości i zrozumienia. Jego matka za byle co biła go po twarzy.

"Jesteś zepsuta" - mówił do żony. Kiedy wróciła ze szpitala po porodzie, kazał jej sprzątać dom. - Bił mnie strasznie - mówi z trudem. - Myślałam, że stracę drugie dziecko. Rodzice nic nie wiedzieli. Kiedyś to był temat tabu. Wstydziłam się.

Kiedy się dowiedzieli, zabrali córkę do siebie.

Hadasa: - Ratowali mnie. Nie wiedziałam, że są taką potęgą. Przez rok nie mogłam mówić. Tato codziennie powtarzał: "Rysuj". Napisał wielkimi literami: "Hadasa Bau otwiera wystawę". "Tatusiu, ale ja mam tylko dwa obrazy!" - odezwałam się w końcu. "Nieważne. Masz pół roku. Będziesz miała więcej".

W tamtym czasie Józef pisał swoje wspomnienia. I za każdym razem dawał córce czytać.

- Wtedy pomyślałam, że moje problemy są niczym wobec tego, co oni przeżyli. Ta książka też mnie uratowała - mówi dziś Hadasa. - Kiedy mój mąż uciekł z domu, zabierając dzieci, mama posłała mnie do chóru, żebym śpiewała. On zabrał mi dzieci, a ja poszłam śpiewać! Rok później tatuś wydał mi książkę z wierszami. Sztuka, kultura to mnie trzymało przy życiu. Wszystkie te wiersze napisałam dla moich dzieci.

Gdzie jest mama? 

Po Izraelu roznosi się wieść, że Oskar Schindler żyje w Niemczech w skrajnej biedzie. Uratowani przez niego Żydzi postanawiają mu pomóc. Schindler przyjeżdża do Izraela wiele razy, a na jego pobyt w hotelu składają się wszyscy byli więźniowie. Kiedy w Wiedniu Józef Bau dostaje ataku serca po złożeniu zeznań przeciwko esesmanom z Płaszowa (widział, jak zabijają mu ojca), Schindler opiekuje się nim w szpitalu, a potem w hotelu. Umiera w 1974 roku. Żydzi urządzają mu piękny pogrzeb na górze Syjon w Jerozolimie, gdzie chciał być pochowany.

- Więźniowie nieśli go na barkach do kościoła - zapamięta Rebeka. - Trumna pokryta była wieńcami. Kochał kwiaty.

O tym, w jaki sposób znalazł się na liście Schindlera, Józef dowie się dopiero po premierze filmu Spielberga w 1993 roku. Rebeka ku zdumieniu swojego męża opowie dziennikarzom historię o matce sekretarza Pempera

Sama przeżyje Schindlera o 23 lata. Odejdzie w 1997 roku chora na parkinsona. Józef, bezgranicznie zakochany w swojej żonie, wpadnie w depresję. Za każdym razem, kiedy otworzą się drzwi do mieszkania, zada córkom tylko jedno pytanie: "Gdzie jest mama?". Przeżyje Rebekę o pięć lat, jakby chciał pożegnać się wierszem, który przed laty napisał dla niej w płaszowskim obozie:

"Jeśli wspomnienie trwać będzie dalej, spróbuj zapamiętać me ostatnie słowa, że nasze drogi zetkną się na pewno. Bądź zdrowa, moja kochana, kochana i święta".

*** 

Józef Bau zaprojektował tytuły prawie wszystkich filmów izraelskich lat 60. i 70. XX wieku. Jako jeden z pierwszych w Izraelu robił też filmy animowane, dlatego miejscowa prasa nazywała go izraelskim Waltem Disneyem. Kiedy zmarł 26 maja 2002 roku, w wieku 82 lat, studio, w którym przepracował 40 lat, córki zamieniły w muzeum o nazwie The Joseph Bau House (www.josephbau.com).

13 lutego br. minęła 70. rocznica ślubu Rebeki i Józefa. Na pamiątkę tamtego wydarzenia w Tel Awiwie 18 par się pobrało lub odnowiło śluby małżeńskie.

Podobne wydarzenie Hadasa i Clila Bau chcą zorganizować w Polsce, na terenie dawnego obozu w Płaszowie. Mówią, że każdy może się z nimi skontaktować, żeby wziąć udział w tej uroczystości. Clila (lat 56) razem z siostrą pracuje w muzeum swojego ojca. Hadasa ma 64 lata, jest artystką, żyje z malarstwa i sztuki użytkowej. Siostry mieszkają w tym samym bloku, dzieli je tylko jedno piętro.

Wspomnienia Rebeki Bau nigdy nie zostały opublikowane. 

 

Wysokie Obcasy, 15 luty 2014

 

 

bottom of page